W tym roku rodzice postanowili sobie wyprawić wspólne urodziny. Nie mogło się obyć bez tortu. Poszłam w klasykę…
Jeszcze raz 100 lat Kochani!
PS.
w środku ku dzikiej radości dzieci (i nie tylko…) szarlotka na zimno 🙂
Dosyć długo niczego nie wrzucałam, zaległości rosną i chyba z przekory zacznę od tortu, którego wcale nie zamierzałam pokazywać…
Przygotowałam go na wystawę tortów odbywającą się w czasie Festiwalu Czekolady i Słodyczy.
Nie zagłębiając się w szczegóły – czego mnie ten projekt nauczył jest moje! 😉
Całość wykonana z cukru i mierzy 80cm.
Wymyśliłam sobie, że tort dla mojej Super Siostry ma być prosty i stonowany a do tego jeszcze słodko wyglądający… Wydaje mi się, że uzyskałam ten efekt, tzn ja to wiem, problem mogą mieć osoby, które widziały go na miejscu, bo wyglądał troszkę inaczej… tak chyba jednak mają latające torty… Iwko, tak wyglądał zanim do Ciebie wyszłam:
Dla przełamania słodkiego wyglądu do środka zapakowałam biały biszkopt z musem cytrynowym. Bardzo orzeźwiający. Jeszcze raz: sto lat Iwko!
To był pierwszy z tortów, jakie wykonałam dla mojej córci.
Zaniosła go do przedszkola. Po powrocie powiedziała, że jak będę robić kolejny, to ona chce inny krem, bo ten był niedobry. Prosto, zwięźle i… boleśnie. Zrozumiałam. Nie będę więcej robić ani pianki pomarańczowej ani cytrynowej.
Będę za to robić słodkie korony obsypane brokatem – bardzo efektowne!
PS.
Dziecię moje ograniczyło się do skonsumowania… korony 😉